spot_img

Legnica: Ojciec oskarżony o eksperymenty medyczne na chorej, pięcioletniej córce  

Eksperymenty medyczne i znęcanie się nad dziećmi – to zarzuty, które legnicka prokuratura postawiła mieszkańcowi Legnicy. Mężczyzna trafił do aresztu, dzieci do rodziny zastępczej. Dramat rodziny, zaczął się wtedy, gdy poprosiła o pomoc jedną z legnickich fundacji. Sprawą zajęli się reporterzy programu TVN Uwaga.

Wszystko zaczęło się od jednego ze zdjęć wysłanych przez ojca do legnickiej fundacji, która miała udzielić pomocy rodzinie chorej Natalii. Rzeczywiście fotografia budzi emocje. Skomplikowana aparatura medyczna, kable, rurki, opatrunki na ciele malutkiego dziecka chwytają ze serce.

Oskarżenie zamiast pomocy


– Zdjęcia są przerażające i to wygląda na eksperymenty na dziecku – twierdzi jednoznacznie Karolina Kopeć-Błąkała, wiceprezes legnickiej fundacji „Pomagamy i kropka”, która miała je pokazywać także lekarzom.

Na tej podstawie ojcu dziewczynki Marcinowi K. postawiono zarzut o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad przewlekle chorym dzieckiem. Rodzinie założono niebieską kartę. Prokuratura twierdzi, że ojciec zajmując się pięcioletnią córką, która ma cukrzycę typu pierwszego i jest podłączona do pompy insulinowej, mając przeszkolenie w zakresie podawania jej insuliny, miał dopuszczać się nadużyć medycznych, wykonując niedozwolone zabiegi.

Zabiegi medyczne na pięciolatce?

– Podejrzany pomimo braku jakiegokolwiek wykształcenia lub uprawnień medycznych ani specjalistycznego przeszkolenia, bez jakiejkolwiek kontroli lekarskiej dokonywał zabiegów medycznych na ciele pięcioletniej córki, co wywołało u dziecka strach i ból. W sposób realny naraził małoletnią na utratę zdrowia, a nawet życia – twierdzi prokurator Małgorzata Halikowska z Prokuratury Rejonowej w Legnicy.

Prokuratura nie ujawnia, jakie zabiegi medyczne ojciec wykonywał bez uprawnień. Zarzuca mu także, że gromadził ogromne ilości leków niewiadomego pochodzenia. Miał je kupować przez internet. W mieszkaniu było też dużo sprzętu medycznego i odpadów medycznych.

Zapasy leków

– Było mnóstwo leków w szafie, ale to nie było na miesiąc czy dwa, ale na kilka miesięcy – broni męża matka dziecka.

Pan Marcin robił wkłucia, podając dziewczynce insulinę. Jak twierdzi żona dwukrotnie podano dziecku glutagon – lek ratujący życie cukrzykom.

 – Mąż bardzo kocha swoje dzieci i zrobiłby dla nich wszystko – łez nie potrafi opanować matka dziewczynki, która została kompletnie sama, bo do rodziny zastępczej trafił także siedmioletni syn.

Silny związek z ojcem

Rodzina utrzymywała się ze świadczenia pielęgnacyjnego pobieranego na chore dziecko i 500+. Większość pieniędzy wydawali na leczenie córki. Problemy finansowe spowodowały, że zwrócili się o pomoc do fundacji.

– Dzieci lgnęły do niego, widać było, że dobrze się z nim czuły, że wręcz go uwielbiają – przyznaje Karolina Kopeć-Błąkała z fundacji, która odwiedziła rodzinę.

Dwa wkłucia

By móc udzielić pomocy dziecku, potrzebna była dokumentacja medyczna. Właśnie wtedy do fundacji trafiły zdjęcia dziewczynki podczas podawania insuliny. Na fotografii widać dwa wkłucia.

– Dlaczego dwa? Jeśli zakładamy nowe wkłucie raz na trzy dni, to stare musimy pozostawić jeszcze przez dwie godziny  – tłumaczy mama dziecka. – Gdy robimy to na co dzień, nie wygląda to aż tak bardzo skomplikowanie, jak na zdjęciu. Nie wiem dlaczego mąż wysłał takie zdjęcie? Może żeby wzbudzić litość i otrzymać potrzebne nam pieniądze. Niestety skutek był odwrotny, zamiast pomocy, zrobili z nas ludzi, którzy znęcają się nad córką – mówi pani Mariola.

Machiny już nie udało się zatrzymać. Marcin K. został aresztowany, a dzieci trafiły do rodziny zastępczej.

Reporterski dowód

Przedtem jednak dziewczynka przeszła badania jednym z wrocławskich szpitali. 17 lipca placówka, do której trafiło dziecko, wystawiła zaświadczenie, z którego wynika, że w chwili przyjęcia na odział Natalia była wstanie ogólnym dobrym. Do tego dokumentu dotarli reporterzy TVN. Prokuratura już nie.

– Ja nie dysponuję takim zaświadczeniem. Uzyskałam pisemną informację ze szpitala. Stan zdrowia zagrażał życiu dziecka – twierdzi prokurator Małgorzata Halikowska.

Przedwczesne działania prokuratury

Według adwokatki, która podjęła się obrony ojca dziewczynki sprawy od początku nie wyjaśniano prawidłowo.

– Należało to wyjaśnić, nikt tego nie kwestionuje, ale nie w tym tkwi problem. Problem tkwi w tym, że podjęto działania absolutnie przedwcześnie, działania absolutnie nieadekwatne – uważa mecenas Katarzyna Podburczańska.

Nie tracą wiary

Chory na raka ojciec dziewczynki, po interwencji prawniczki, wyszedł z aresztu, ale to nie koniec dramatu rodziny. Teraz pana Marcina czeka proces.

– Wierzę w sprawiedliwość i w to, że pani adwokat pomoże mojej rodzinie, że mąż zostanie oczyszczony z tych wszystkich absurdalnych zarzutów i dzieciaki do nas wrócą… – mówi pani Mariola.

spot_img

Przeczytaj także

Nowe na stronie